top of page

Powrót do pisania jako forma katharsis?

  • Zdjęcie autora: Krystian Propola
    Krystian Propola
  • 7 sie
  • 3 minut(y) czytania

Ujmę to wprost: nie sądziłem, że przyjdzie mi jeszcze napisać coś na tym blogu. Ostatni dotychczas wpis popełniłem dokładnie 30 grudnia 2022 r. i nic nie wskazywało na to, aby ta strona miała być w najbliższym czasie czymś innym niż po prostu moją osobistą wizytówką. A jednak...


ree

Dwa i pół roku to, z perspektywy mediów czy nauki, niemal cała epoka. Nie ma więc raczej sensu, aby dokonywać tu jakiegoś podsumowania tego okresu. Zwyczajnie szkoda czasu. Chciałbym jednak opowiedzieć nieco o samym pisaniu, które, jak się wydaje, zdeterminowało w ostatnich latach mój styl życia.


Pisanie, pisanie oraz... pisanie


Kiedy byłem młodszy, bardzo chciałem pisać. Były to najpierw krótkie opowiadania z błędami ortograficznymi, później zdarzyło się przedstawienie teatralne (scenariusz powstał w oparciu o kreskówki z Cartoon Network, a "aktorami" były wycinanki z gazety "Scooby Doo"), natomiast w szkole średniej zacząłem pisać wiersze.


Na studiach wiele się zmieniło. Dla przykładu, aparat naukowy to kaganiec na zabawę literacką. Owszem, jako badacze różnimy się stylem, często nawet w obrębie jednej dyscypliny - porównajcie sobie np. publikacje historyków dziejów najnowszych i starożytników! Pewne zasady się jednak nie zmieniają, w rezultacie czego nawet jak doświadczasz zachwytu nad wynikami swojej pracy, to nie możesz tego dać po sobie poznać. Później zresztą może pojawić się recenzent, który zabierze tę radość bezpowrotnie, ale to już inna historia.


Podobnie jest z dziennikarstwem, gdzie może obowiązują inne zasady, ale i tak bywa ciężko. Ręka w górę, kto uważa, że prawdziwe dziennikarstwo umiera? Pewnie wielu z was, jeśli nie wszyscy, podniosło rękę. Tymczasem nie jest to sprawiedliwe. Znam wielu dobrych dziennikarzy, którzy stosują clickbaity czy podejmują się głupkowatych spraw (sam te taktyki niekiedy stosowałem - na szczęście teraz już nie muszę tego robić, skupiając się jako naczelny na zupełnie innych rzeczach). A jeszcze jak przychodzi limit artykułów... Nie wyrobisz się. Wtedy musi wkroczyć ChatGPT. Pewnie łapiecie się za głowy, ale to prosta matematyka. Kiedyś napisałem, przykładowo jeden materiał, nad którym siedziałem tydzień. Podnosił on ważny temat społeczny i wymagał rozmów z szeregiem samorządowców. Wynik: przeciętny. Z kolei dziewczyna, która zaklinowała się w huśtawce stała się artykułem tygodnia. To zjawisko jest nie do zatrzymania i pociągnie za sobą wielu młodych, utalentowanych dziennikarzy, którzy po kilku latach pracy będą mieli dość.


Czy to jednak znaczy, że słowo pisane umrze? To może kontrowersyjne, ale wydaje mi się, że wkrótce powróci ono na swoją wielowiekową tradycję. W dużej mierze dlatego, że jest po prostu autentyczne.


Autorefleksja


Pisanie, choć na pozór oswojone i przewidywalne, wraz z wiekiem coraz częściej staje się dla mnie czymś więcej niż narzędziem pracy. Może to kwestia zmiany perspektywy, może zmęczenia hałasem informacyjnym, a może zwyczajnego wewnętrznego niepokoju, który potrzebuje ujścia, ale coraz częściej czuję, że pisząc, nie tylko tworzę, lecz także się oczyszczam. Zarówno pisząc wiersze czy też, jak w tej chwili, niniejszy wpis.


To nie są teksty pisane typowo "do szuflady", lecz nie są też one jednocześnie pisane dla kogoś. To nie te czasy, kiedy nastoletni Krystian recytował swojej pierwszej miłości wiersz o niej czy też moment, kiedy Krystian-student pisał swój pierwszy artykuł do gazety. Na tym etapie bowiem nie szukam akceptacji, nie gonię za zasięgiem, a jednocześnie też nie muszę się martwić, że w pewnym momencie nie będę miał, gdzie publikować. W tym sensie pisanie bywa jak rozmowa ze sobą samym, tylko że na papierze lub na blogu nie da się niczego wyprzeć, zrelatywizować, rozmyć. Pisanie wyciąga wszystko na powierzchnię - i nie pyta o zgodę!


Czy to katharsis? Być może. Ale nie pojmuję go jako dramatycznego oczyszczenia z krzykiem i łzami. Raczej jako cichy proces: zdanie po zdaniu, akapit po akapicie, człowiek zostaje z tym, co w nim naprawdę siedzi. I jeśli ma odwagę tego nie skasować, to właśnie wtedy coś się zmienia.


Nie wiem, czy będę tu wracał częściej. Ale dziś, choćby tylko dziś, musiałem napisać ten tekst. Nie po to, żeby domknąć jakiś etap. Raczej po to, żeby go wreszcie nazwać.

Bo czasem jedynym sposobem, by iść dalej, jest spojrzeć sobie w oczy… czcionką 18 i interlinią 1,5.

Komentarze


KONTAKT

Krystian Propola

HISTORYK | DZIENNIKARZ | BLOGER

Email:

  • Facebook Social Ikona
  • Instagram
  • LinkedIn Ikona społeczna
  • YouTube

© 2023 By Krystian Propola. Proudly created with Wix.com

bottom of page